Sudan nie sprzyja masowej turystyce. Nie sprzyja turystyce w ogóle. Obowiązkowa rejestracja po przyjeździe do kraju, uzyskanie pozwolenia na podróż, pozwolenie na fotografowanie. Jedna pieczątka, druga, potem ksero pierwszej strony paszportu, wizy i potwierdzenia rejestracji, dwa zdjęcia plus podanie i już możemy składać wniosek. Jeszcze trzy pieczątki (w tym jedna do uzyskania na drugim końcu miasta , po okazaniu kserokopii dotychczas uzyskanych pozwoleń i dwu zdjęć) na specjalnym blankiecie. Pieczątki już są, wystarczy to wszystko teraz skopiować w trzech egzemplarzach, złożyć w odpowiednim pokoju, przy odpowiednim biurku. Potem do kasy, po uiszczeniu opłaty i odstaniu w kolejce, po okazaniu kwitka otrzymujemy pozwolenie. Potem, na trasie przejazdu nikt tego pozwolenia nie będzie od nas wymagał. Albo będziemy musieli pokazywać je kilkakrotnie w ciągu godziny. Nie ma reguły.
Brak wody i prądu, brak utwardzonych dróg oraz stałej komunikacji (zwłaszcza w północnych, pustynnych częściach kraju) również nie zachęca potencjalnego turysty do zapuszczanie się w te rejony. Jeśli dodamy choroby tropikalne, malarię, wirusa Eboli, AIDS, trąd, susze, powodzie oraz różnego rodzaju jadowite stworzenia występujące w tym kraju to zniechęcimy znaczną część rozważających wyjazd do Sudanu. Szalę przeważy trwająca przeszło pięćdziesiąt lat, zakończona w 2005 roku, jedna z najkrwawszych wojen w Afryce, która pochłonęła przynajmniej dwa miliony ofiar (kolejne cztery i pół miliona osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów).
Mimo tych wszystkich niedogodności podróżowanie po Sudanie jest czystą przyjemnością. Nie spotkamy tu uciążliwych, nachalnych sprzedawców, którzy nie ustaną póki nie sprzedadzą nam czegokolwiek po wielokrotnie zawyżonej cenie. Nie ma dzieciaków z pamiątkami ciągnących tłumnie za upatrzoną ofiarą. Nie czyhają na nas “przewodnicy”, “przyjaciele”, “pomocnicy”, dobrze znany gatunek afrykańskich czy bliskowschodnich naciągaczy. Takie zachowania są niezgodne z sudańskim systemem wartości, w którym ważne miejsce zajmuje gościnność. Zupełnie bezinteresowna gościnność. Na bazarze, w sklepiku czy w hotelu nie zapłacisz podwójnej ceny tylko dlatego, że jesteś obcokrajowcem.
W Sudanie arabskie słowo khawaja (wym. haładźa) oznaczające przybysza, obcokrajowca nie zatraciło jeszcze swojego znaczenia i ma pozytywny odcień. To samo słowo w Egipcie (wymawiane: hałaga) ma już inny wydźwięk, wymawiane jest najczęściej z lekceważeniem, pogardą; egipski hałaga to głupi turysta, jeleń do oskubania albo dziwoląg który pije wodę tylko z butelki a i tak ma wiecznie problemy z żołądkiem. To poniekąd też nasz wina (ale to zupełnie inna historia).
Na szczęście w Sudanie haładźa to ciągle ten, który przybył z wiatrem…
Do obejrzenia zdjęć z kopalni złota oraz ze szkoły na pustyni zapraszam na moją stronę.