Jobo Giga One 120 GB – subiektywny test

Nieco ponad miesiąc temu firma Jobo zaprezentowała nowy model fotobanku Jobo Giga One Ultra. W porównaniu do poprzednika (Jobo Giga One) urządzenie oferuje podwojoną szybkość transferu (5,47 MB/s) oraz szereg innych udogodnień m.in osłony/zaślepki portów kart pamięci chroniące przed brudem i pyłem.
Nowego Giga One Ultra nie miałem jeszcze w rękach; model poprzedni ze 120GB dyskiem mam od ponad roku – sprawdził się doskonale w wielu sytuacjach. Nie będę rozwodził się nad parametrami technicznymi urządzenia (dostępne na stronie Jobo), podzielę się kilkoma uwagami.

Na pierwszy rzut oka Giga One sprawia solidne wrażenie; metalowa obudowa, dokładność wykonania, prostota na usługach funkcjonalności: dwa przyciski, kontrolka LED, dwa gniazda (USB 2.0 i zasilanie 5V), trzy porty na karty pamięci (obsługujące: CF I/II, MD, SM, MS, MSPro, MS Duo, SD, MMC) i niewielki wyświetlacz. Solidność urządzenia potwierdziła się na bezdrożach Sudanu (rejon IV katarakty Nilu). Kilka kilometrów jazdy po takiej “drodze” daje cały wachlarz wstrząsów o różnym natężeniu i intensywności; miejscami samochód (zwykle ciężarówka bez resorów) podskakuje nawet na wysokość kilkunastu cm nad ziemię. W takich warunkach wypadają plomby z zębów i silniki z obiektywów Canona. Z Giga One nie wypadło nic. Parę miesięcy później, w o wiele bardziej komfortowych warunkach przeprowadziłem kolejną “procedurę testową” (oczywiście niezamierzoną) – upadek na beton z wysokości ok. 1m. Też nic nie wypadło, ale od tamtego czasu coś w Giga cichutko grzechocze podczas potrząsania, urządzenie jednak działa dalej bez zarzutu.

Do Giga One producent dodaje woreczek wykonany z miękkiego materiału mający pełnić funkcję pokrowca. Było to dla mnie niewystarczające zabezpieczenie. Nie miałem pod ręką niczego innego, więc opatuliłem “tymczasowo” moje Jobo cieniutką gąbką używaną do zabezpieczania drobnej elektroniki podczas transportu. Potem, już w Sudanie, włożyłem całość do “strunówki” zostawiając trochę powietrza w środku, a na koniec wszystko do “fabrycznego” etui. W ten sposób wyprodukowałem poduszkę powietrzną, dodatkowo chroniąca dysk przed uderzeniami no i oczywiście przed wszechobecnym pyłem i piachem. Ten tymczasowy patent okazał się na tyle dobry, że używam go do dziś.

  • Facebook
  • Twitter
  • Drukuj
  • Google Buzz
  • email
  • Dodaj do ulubionych
  • RSS

Comments are closed.